|
Bogusław Pietrzak: Teraz się nie boję
Wciąż nie ma decyzji, kto poprowadzi Portowców w sezonie 2005-2006. Największe szanse wciąż ma Bogusław Pietrzak, ale działacze Pogoni po cichu przyznają, że są jeszcze inni kandydaci.
Pietrzak kończył sezon i zbierał najlepsze recenzje w porównaniu z poprzednikami (Pavlem Malurą, Bogusławem Baniakiem, Bohumilem Panikiem). Czy to jednak wystarczy? Decyzję podejmie Antoni Ptak, który od piątku jest w Brazylii, gdzie razem z synem kupuje zawodników do gry w zespole. Musi to zrobić do 30 czerwca, gdy skończy się dżentelmeńska umowa z Pietrzakiem, by ten odpowiadał za pierwszy zespół. Według ostatniej wersji (zmieniają się one przynajmniej dwa razy dziennie) właściciel klubu ma wrócić w przyszły poniedziałek. Prowadził Pan Pogoń w pięciu spotkaniach ligowych, zdobył sześć punktów. Ma Pan do siebie żal, że ten dorobek był taki a nie inny? - Ani przez moment nie rozpatrywałem tego, ile mogę zdobyć punktów. Gdy przejmowałem zespół, wydawało się, że mamy zapewnione utrzymanie się w I lidze. Następne kolejki - mimo naszych nieprzegranych spotkań - zmieniły ten obraz i było coraz cieplej. Ja od początku skoncentrowałem się nad zmianą stylu gry na bardziej ofensywny. Chciałem zachować skuteczność gry w defensywie, ale mając świadomość tego, że mecze trzeba wygrywać, należało poprawić grę w przodzie. Także szczecińska publiczność wymaga atrakcyjnego futbolu i za taki potrafi się odwdzięczyć lepszym dopingiem i frekwencją na stadionie. Sytuacja zrobiła się ciepła i Pogoń potrzebowała zwycięstwa w Krakowie, by była bezpieczna. Zagrała pasywnie i poniosła wysoką porażkę. - Mnie ten mecz również się nie podobał. Wiedziałem, że musimy wygrać, ale mówimy o grze zespołowej i 11 osobach w drużynie. Cracovia miała o co walczyć, więc nasze zachowanie i plany były weryfikowane przez przeciwnika. Nie chcę się usprawiedliwiać, ale druga połowa była w naszym wykonaniu dobra. Ale niestety pan w czarnym stroju pomylił się i nie pozwolił nam na lepszy wynik. Ten błąd kosztował nas trzecią bramkę i doprowadził do straty następnej. Pogoń straciła cztery bramki, pierwsze dwie w trzy minuty, dwa kolejne w cztery. Cracovia nie miała innych okazji. My w obronie gorzej zagraliśmy w Kiszyniowie, a tam nie straciliśmy żadnej. Właśnie tak okrutna jest piłka. A czemu w Krakowie Pogoń od początku nie zaatakowała, by osiągnąć swój cel? - Żeby zespół potrafił zaatakować od początku, żeby umiał stłamsić przeciwnika, to musi być do tego przygotowywany przez X czasu. A my rozmawiamy o zespole, który cały czas był wdrażany do bardzo dobrej defensywy, rozwagi, do gry szybkim atakiem i kontry. Za poprzednika Pogoń zagrała tylko jeden mecz, którego pan oczekuje [z Wisłą Płock 2:0 - red]. To, co robimy na boisku, to jest wynik bardzo długich treningów. Trzeba zmienić mentalność zespołu do takiego stylu i poprawić motorykę. Ja wiem, że kibic chce zobaczyć, a my to musimy zrobić. Tyle że musimy być do tego przygotowani, a nie byliśmy. Ale w drugiej połowie Pogoń potrafiła pokazać ten oczekiwany przez kibiców styl. Tyle że stała wtedy pod murem. - Według mnie mecz dobrze się układał do straty pierwszej bramki. Kontrolowaliśmy spotkanie i przytrafił się błąd. Mówię, że graliśmy dobrze, bo widziałem trzy inne mecze Cracovii na swoim boisku i z nami im tak dobrze nie szło. Grali 50 proc. tego, co grali np. z Wisłą Kraków. Defensywa grała dobrze do czasu, aż przytrafiły się indywidualne błędy: Krzysiek Michalski nie mógł zaliczyć występu w Krakowie do udanych, Tomek Parzy też nie. Czy Pogoń w tym składzie personalnym, bez wzmocnień, byłoby stać na grę o czołowe lokaty? - Byłem z zespołem za krótko, by znać każdego z zawodników. Musiałbym sprawdzić ich w różnych warunkach, zobaczyć, jak psychicznie i mentalnie dopasują się do zmian. Nie mogłem tego zrobić. Za mało było czasu, by odpowiedzieć na takie pytanie. Na podstawie osiągniętego wyniku końcowego i pamiętając, że przegraliśmy po wyrównanych meczach z Wisłą Kraków w Pucharze Polski, uważam, że drobne retusze w składzie pozwolą nam myśleć o graniu o wysokie miejsca w tabeli. Ma Pan obraz drużyny. Kto się nie sprawdził? - Strasznie się rozminąłem w oczekiwaniach wobec Tomasa Kuchara, ale usprawiedliwia go kontuzja, która na dłuższy czas wykluczyła go z treningów. Później chciał szybko wrócić, pozwoliłem mu pograć, ale nie pokazał nic. To nauczka dla mnie, by nie wpuszczać do gry niezdrowych. Opinie o jego grze były słabe jeszcze przed moim przyjściem do zespołu. Oczekiwania były większe. Mam niedosyt, jeśli chodzi o wykorzystanie Mariusza Masternaka i myślę, że jego czas w Pogoni dobiegł końca. Mam nadzieję, że znacznego przyspieszenia rozwoju talentu będziemy obserwowali u Łukasza Trałki i Michała Łabędzkiego. Zakładając, że będzie Pan nadal trenował Pogoń, gdzie widziałby Pan wzmocnienia w zespole? - Pora myśleć o całej prawej stronie, o defensywnym pomocniku, lewym obrońcy i zwiększeniu siły ognia w zespole. Mówię teraz o kadrze zespołu, a nie wyjściowym składzie. Jeśli zrobimy dwa uzupełnienia, to otrzymamy dość mocną jedenastkę, która może walczyć o górną połówkę tabeli w sezonie. Te dwa uzupełnienia to... - Prawy obrońca i pomocnik. Być może ten pogląd trzeba będzie zweryfikować, bo najlepszym naszym obrońcą w Kiszyniowie był Krzysiek Michalski. Dwa tygodnie wcześniej, w Krakowie, zagrał najgorzej. Jego pułap możliwości znamy i jeśli utrzymywałby się w najwyższej dyspozycji, to może nie musielibyśmy szukać następcy. Kandydaci, ale tacy pewni, których nie trzeba testować? - Oczywiście, że są. Szkoda, że Kolporter Kielce kupił Pawła Golańskiego z ŁKS-u, bo u nas byłby defensywnym pomocnikiem od razu do gry. Ale są następni, więc nie ma co rozdzierać szat. Mamy kandydatów. Nie wiem jednak, czy wygramy te igrzyska transferowe. Jak będą wyglądać przygotowania do sezonu? - Dobrze, że na 90 proc. mamy zapewnione cztery mocne sparingi, bo Kiszyniów wydawał się słaby, ale grał bardzo dobrze. Przejdziemy ich - zagramy z czeską Sigmą Ołumuniec. W międzyczasie, przed Sigmą pojedziemy do Gutowa i tam będziemy trenować przed meczem i po meczu w Ołomuńcu. Czy w Gutowie zespół przejdzie tzw. ładowanie akumlatorów? - W moim pojęciu piłkarz cały czas ma ciężko pracować. Nie należę do tych szkoleniowców, co mówią "teraz ładują akumlatory i zaraz będziemy rewelacyjni". Ja wolę ładować na trzy czwarte i cały czas być w wysokiej formie. Podkreślałem, że nie mamy teraz typowego planu tygodnia, ale wszystko kontrolujemy. A czy ma Pan kontrolę nad dobieraniem zawodników w Ameryce przez właścicieli klubu? - Właściciele szukają piłkarzy na pozycje, o których już mówiłem. Jest lista polskich piłkarzy, ale możemy przecież znaleźć graczy tam. Kwestia, by nie pomylić się jak w przypadku Adriano i by to był kolejny Edi. Wiem, że szef wymyślił specjalny zapis, by w przypadku naszej pomyłki szybko następowało rozwiązanie umowy. A Dawid Ptak jest tam czwarty tydzień i wiem, że ma już przygotowanych konkretnych piłkarzy po bardzo długich i rzetelnych obserwacjach. Kiedy zapadnie decyzja, czy nadal będzie Pan trenerem Pogoni? - Ja jestem do 30 czerwca. Boi się Pan tej daty? - Dlaczego? Przed rokiem Pogoń Panu podziękowała za współpracę. - Ale ja miałem wtedy kontrakt do 30 czerwca, a teraz moja umowa obowiązuje jeszcze dwa lata z klubem, ale nie dotyczy funkcji pierwszego trenera. Tę rolę pełniłem na prośbę Antoniego Ptaka po rozstaniu z Bohumilem Panikiem. Teraz się nie boję. Do czasu aż nie wyjaśni się moja sytuacja, nie ruszam np. tematu moich ewentualnych współpracowników.
Rozmawiał: -
Źródło: Gazeta Wyborcza Data: piątek, 8 lipca 2005 r. Dodał: Jakub Lisowski |
2000 - 2024 | © Pogoń On-Line |
design by: ruben | redakcja | współpraca | ochrona prywatności | |||||